piątek, 19 lipca 2013

Chapter Three

  Bezwładnie osunąłem się po zimnej, łazienkowej ścianie próbując zahamować łzy.  Nie są to już zwykłe, pojedyncze krople, a całe potoki, które raz po raz coraz bardziej  moczą moją koszulkę.  Czym sobie zasłużyłem? Dlaczego zawsze kiedy chcę dobrze wychodzi źle? Mimo swojej zachłanności i głupoty nigdy nie wyrządziłem nikomu krzywdy. Pomagam i wspieram znajomych, a mimo to zawsze jestem obiektem wytykania palcami i pośmiewiska. Moje szczęście, a raczej jego brak zabija od środka. „Ten najgorszy!’’ ;  „Nic nie potrafi!” ;  „Brzydka świnia’’ ;  „Po co zatruwasz ten świat?”. Widzisz? Nikt mnie nie chce.
  Znasz to uczucie kiedy ból psychiczny jest jeszcze bardziej obciążający od fizycznego?  To tak jakby miliony szpilek wbijało się w twoją podświadomość, wiesz, że Cię boli, ale nie masz pojęcia gdzie. Do tego jeszcze dochodzą nagromadzone myśli. Wszystkie złe słowa na Ciebie, które usłyszałeś zbierają się w całość i wykańczają. Nie myślisz o tym, że to już minęło i nie wróci, ponieważ to ciągle siedzi w twojej pamięci. Wtedy są tylko te złe rzeczy.  To tak jak niemalże czarny dym dla astmatyka, dusi i nie daje nabrać do płuc cennego powietrza, które i tak jest już zatrute.
  Depresja. Coś, co zabiera uśmiech z twojej tworzy i robi z Ciebie jeden wielki wrak. Czujesz się jak niepotrzebny samochód na złomowisku, który zostanie jedynie rozebrany na części warte grosze. Nie masz ochoty na nic, nawet oddychanie sprawia trudności. Uśmiech i szczęście to nieznajome frazy, które nie mają żadnego zastosowania w rzeczywistości, a smutek staje się normą. Siły i ochota na przeróżne rzeczy odchodzą w dal, zostaje ci tylko samotność i poduszka. Wbrew pozorom to nie przeszkadza, a cieszy? Cóż, czujesz pewną satysfakcję z tego, że możesz być sam i nie słuchać zbędnego gadania innych. Po pewnym czasie kiedy już nic nie jesz, ani nie wychodzisz z domu chcesz z sobą skończyć. Nie, cięcie się już nie wystarcza. Jedyna opcja to gruby sznur na szyi. Chciałem, próbowałem, ale cóż… jestem tchórzem.
  Opornie podniosłem się sięgając bladą ręką  do szafki. Błądziłem dłonią w poszukiwaniu potrzebnego przedmiotu – zimnego, ostrego kawałka metalu. Ulżyło mi kiedy miałem już go w posiadaniu.  Mała, cała chowająca się w dłoni żyletka jest w pewnym stopniu odreagowaniem i ulgą.  Tak, wiem, że nie jest to najlepszym wyjściem, ale co mam zrobić kiedy staje się powoli moim uzależnieniem? Ciągle zatapiając się w czarnych myślach musnąłem chłodnym przedmiotem po nagdgarstu. Poczułem niedosyt więc zwinnie powtórzyłem czynność kilka razy mocniej tym samym przeciągając ją. Zapiekło, tak cholernie mocno, ale nie dałem lękowi wygrać.  Znowu, tym razem wyżej powtórzyłem czynność. Przeszył mnie ogromny ból, ale w końcu taki był mój cel. Jestem cykorem i nie chcę się zabić, ale widzę jak nie jestem potrzebny więc sprawiam sobie to niemiłe uczucie.  
  Razem z łzami zaczęła powoli sączyć się krew. Tak bardzo nie cierpię w sobie tej słabości. Nie lubię widoku tej czerwonej cieczy, przeraża mnie,  ale daje też uczucie wygranej. Wygrałem z samym sobą i pokonałem wewnętrzny, zabijający lęk.  Cóż, możecie wziąć mnie za głupca, ale po prostu muszę… zresztą nie jestem jedyny. Ludzie, którzy drwią z okaleczającymi się są co najmniej głupi. Jak kogoś mogą śmieszyć problemy? Powiedz mi: Jak? Życie jest okrutne dla nas. Każdy przeżywa swoje osobiste piekło we własnym wnętrzu. Bijemy się z myślami, walczymy ze zdrowym rozsądkiem, odczuwamy przeróżne rodzaje bólu… Dlaczego bliźni zapewniają nam do tego drugą serię okrucieństwa?
  Złapałem kawałek papierowego ręcznika próbując zatamować napływ krwi.  Zrobiłem to bardzo szybko, cóż, pomijając fakt, iż wyczerpałem już maximum tej cieczy bo siedziałem w istnej kałuży.  Pozostało mi jedynie wytrzeć podłogę, aby nikt się nie dowiedział i okryć rany bandamką, nie chcę milionów pytań.
  Po wykonaniu wszystkich potrzebnych czynności położyłem się spać. Ten dzień był zdecydowanie zbyt męczący. Cóż, już i tak wszystko odreagowałem.  Teraz pozostało tylko zasnąć i odłączyć się od wszystkiego.

  -Nialler! Wstawaj! –ze słodkiego snu wybudziły mnie nagłe wstrząsy, dziękuję. Ospale otworzyłem oczy próbując przyzwyczaić się do światła, zawsze mam z tym wielkie problemy i przez to strasznie trudno mi się wstaje.
-Już… –jęknąłem chowając głowę w poduszkę.
  Nie ma nic gorszego niż poranne wstawanie, prawda? Znienawidziłem poranki już doszczętnie.  Najgorsze jest to uczucie kiedy wstajesz z myślą, że nie masz dla kogo. Niektórzy wstają bo mają rodzinę, drugą połówkę, czeka ich świetna praca, znajomi… Ja nie mam niczego oprócz grubych milionów. Ale co mi po nich? Nie przytulą mnie i nie powiedzą „Kocham Cię”, prawda? Zwykłe kawałki papieru, za które można coś kupić. Cóż, okropne życie w strachu zabiera wszelkie myśli optymistyczne.
  Opornie wstałem po czym wykonałem wszystkie rutynowe czynności. Dzisiaj mamy „dzień wolny’’, więc spokojnie oddam zgubę tamtej dziewczynie i pozbędę się wczorajszego brudu z myśli. Obrazy z gabinetu Thomson’a ciągle uparcie siedzą w mojej głowie i nie dają za wygraną, dodatkowo siniaki, które nie należą do najmniejszych nie dają zapomnieć. Moje życie to dno.
  
*

  Powoli schodząc na dół zauważyłem postać Murs’a. Chłopak siedział wygodnie oparty o blat kuchenny wpatrując się w moich przyjaciół. Co u licha? Czyżby ten łajdak próbował znowu podłożyć mi jakąś świnię?
-Horan! Jak miło Cię widzieć! –wykrzyczał zanim zdarzyłem zejść ze schodów. –Gdzieś ty się podziewał blondasie? Siadaj! – z chytrym uśmieszkiem pokazał mi miejsce obok siebie. Ach, czyli już pewnie zapomniał o wczorajszej sytuacji?
  Ignorując słowa i gesty Olly’ego otworzyłem lodówkę w celu znalezienia czegoś co mogłoby zostać moim śniadaniem. Długo „błądziłem” po lodówce, jednak ostatecznie mój wzrok utkwił w małym pudełeczku z jogurtem. Nie czekając zachłannie upiłem łyk gęstej cieczy spoglądając na moich towarzyszy, którzy podobnie jak ja ignorowali Murs’a.
-Więc.. chłopaki… podobno Grimshaw próbuje coś na szefa… A to niedorzeczny facet! Najpierw oplata go sobie wokół palca, a potem…- brunet nawijał jak najęty co rusz gestykulując rękami. Czyżby teraz próbował załatwić Nick’a? Och, ten pedał wiele razy mi podpadł, ale jest moim przyjacielem i go nie wystawię! Murs’owi się chyba w tym jego jadowitym łbie przewraca żeby angażować w to nas!
-Olly… zdaje ci się kochany –Lou potrząsnął przecząco głową –Każdy z nas doskonale zna Grimmy’ego i raczej to tylko plotka –delikatnie poklepał chłopaka, który, aż żarzył od złości.  Och, Tommo, on zaraz cię ukąsi, uważaj. 
   
*
  
  Cały zziajamy biegłem przez Hyde Park, na śmierć zapomniałem o tym spotkaniu! Oczywiście po drodze musiałem zapomnieć o torebce, potem wybiegłem bez buta i tak to szło… Nie lubię zawodzić ludzi, to jest nie fair, ale tym razem będzie dobrze, prawda?
  Ledwo zipiąc odszukałem sylwetkę dziewczyny. Cholera, ledwo ją znam, a już wyłapałem ją w tłumie, to się nazywa spostrzegawczość! W mgnieniu oka znalazłem się przy niej z rozciągającym się od ucha do ucha uśmiechem.
-Witam –zaśmiałem się po czym wyciągnąłem czerwoną zgubę przed siebie.
-Och! Tak bardzo Ci dziękuję…- zacięła się nie znając mojego imienia, cóż…
-Niall  -kolejny, wielki uśmiech na mojej twarzy dzisiejszego dnia ujrzał światło dzienne.

-Ładne imię, jestem Clarie –podaliśmy sobie dłonie. Była ciepła niczym woda w letnie dni. Wydawać by się mogło, że teraz powinienem wracać do domu, ale wcale nie chciałem. Dziwna, nieznana siła kazała mi zostać. Hm, z tego co wiem nie powinno walczyć się z takimi siłami.
~~~
Edit: Krótki, nudny, ale jest! Cóż, miałam dużo spraw i jakoś tak wyszło ale obiecuję poprawę! Następny rozdział przewidziany jest w poniedziałek bądź wtorek i obiecuję, że będzie dłuższy i ciekawszy!  
Edit2: Jeśli poleciłaś/eś mojego bloga to napisz! Niebawem pojawi się zakładka ''Polecam!'' gdzie będę się odwdzięczać :)
Jeszcze raz przepraszam, kochani

15 komentarzy:

  1. Nudny? Ty chyba Sobie żartujesz! :P Jest wspaniały popłakałam się :'(
    Bardzo mi się to podoba <3"Nie przytulą mnie i nie powiedzą „Kocham Cię”, prawda? Zwykłe kawałki papieru, za które można coś kupić."
    Oczywiście czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale kompletnie zapomniałam o tym blogu. nadrobiłam wszystkie rozdziały i bardzo mi się podoba. czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jaki nudny, co ty! ciekawy rozdział, czekam na kolejny jbdjbckbsbvkjb
    @snajdbrd

    OdpowiedzUsuń
  4. Intrygujący to Ci trzeba przyznać, jak sama koncepcja na tego bloga - jestem mile zaskoczona. Teraz śmiało mogę stwierdzić, że nie żałuję kliknięcia w link do Twojego bloga :) Pisz dalej, bo naprawdę fajnie się to czyta :)
    A gdy znajdziesz chwilkę czasu i odrobinę chęcią to serdecznie chciałabym zaprosić Cię na: http://odcienie--magii.blogspot.com/

    PS. Zapomniałabym dodać, że bardzo podoba mi się szata graficzna Twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny .*__* czekam na nastepny . !! xx

    OdpowiedzUsuń
  6. *.* WOW !
    @BackForBlue

    OdpowiedzUsuń
  7. Super *.* Czekam na następny ;)- @zaylik_

    OdpowiedzUsuń
  8. boże, piszesz genialnie! :)
    możesz mnie informować? @itslerrie

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham cie, to jest niesamowite

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawie się zaczyna. To opowiadanie jest inne od wszystkich. Z pewnością będę je czytać x

    OdpowiedzUsuń
  11. Ach! Zapomniałam dodać, że uroniłam łzę, gdy Niall sięgnął po żyletkę.

    OdpowiedzUsuń