niedziela, 15 grudnia 2013

Chapter Six


    Stałeś kiedyś na środku ciemnego pokoju zastanawiając się co tak właściwie tu robisz? Twój mózg był w kompletnym osłupieniu, a mimo to i tak ciągle bujałeś się jakbyś chciał odebrać władzę nad sobą. Była jednak tyko ciemność dopóki zza okna nie zaczęło wschodzić słońce dzięki któremu z każdą chwilą robiło się coraz jaśniej. Tym słońcem byłeś ty. To blask twojej duszy dawał nadzieję. Świecisz, lecz tego nie widzisz.
- A co jeśli to też nie wypali? Wiecie, nie to żebym się bał, ale ona przecież może się nie zgodzić – Harry niepewnie podrapał się w tył głowy schodząc z ostatniego schodka. Spojrzał po nas wszystkich jednak na ułamek zatrzymał się na mnie obdarzając przy okazji spojrzeniem upojonym w kpinie.
- Przestań. Znasz urok osobisty pana Tomlinsona? Niezły z niego gość i każda mu ulegnie – Louis podszedł do dębowego blatu stukając w złoty dzwoneczek. –  Zresztą zawsze można ją uprowadzić czy coś w tym stylu – dodał uśmiechając się promiennie w stronę Grimashawa, który to przed przyjściem tu wpadł na pomysł uprowadzenia Mursa.
  Rozejrzałem się dla upewnienia po opustoszonym holu. Większość ze świateł wbudowanych w ściany i podłogę było wygaszone, a ogromny żyrandol wiszący na suficie na wpół wygaśnięty. Aktualna atmosfera tego miejsca sprawiała wrażenie jakby cały świat spał i odleciał do innego świata i zapominając o reszcie. Bez problemów i zbędnego natłoku myśli w głowie. Idealnie.
  Czasami jednak świat wokół nas przybiera nastrój zupełnie przeciwny do naszej obecnej sytuacji pozwalając depresji objąć nas w swoje chłodne ramiona i wbić ostry nóż prosto w powoli unoszącą się klatkę piersiową. Kiedy jest źle wszystko staję się kamieniem ciągnącym nas na dno, a równa podłoga przekształca się w próg.
- Tak? – zza lady wychyliła się chuda postać Clarie z dosyć zakłopotanym wyrazem twarzy, lecz kiedy tylko ujrzała naszą grupkę promiennie się uśmiechnęła. – W czym mogę pomóc?
  Dziewczyna poprawiła swoje włosy jednym zwinnym ruchem wodząc wzrokiem po każdym z nas. Jej lekko zarumienione policzki zdradzały niepewność. Wygładziła dłonią swój pomarańczowy strój hotelarski po czym skinęła na znak, że słucha.  
- Porywamy Cię – Zayn puścił oczko w jej stronę po czym pociągnął ją za rękę, jednak ta zatrzymała się w jednej chwili, tak jak moje serce.
- Ale gdzie, Romeo? Żądam wyjaśnień! – Clar przystanęła opierając się o blat. Przez głowę przebiegł mi chytry uśmieszek Lou ze słowami „A nie mówiłem, blondyneczko?”

   - Wiem kto nam pomoże! – uniosłem wzrok z iskrami w oczach aby ujrzeć twarze przyjaciół, które jedynie ograniczały się do zwykłego zdziwienia.
  Wszystkie sześć głów wpatrywały się jakby zbite z tropu w moją twarz z minami pełnymi zakłopotania. W sumie to również to, co działo się w mojej  głowie byłą jedną wielką plątaniną emocji i myśli.
- Clarie. Taka dziewczyna, którą niedawno poznałem. Jej ciotka jest właścicielką tego hotelu i to ona jest naszym ostatnim kołem ratunkowym! – Poderwałem się z entuzjazmem gestykulując rękoma co w sumie było zbędne.
- Nialler, stuknij się w ten swój pusty łeb! – Louis uderzył się w czoło. – To baba, b a b a. Ona Cię zmasakruje pytaniami o wszystko.
   Szatyn obrócił się ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem na ustach spoglądając na resztę, która niezbyt rozumiała moje słowa.
- Wtedy jej wszystko grzecznie opowiem, zaufamy, prawda? – wstałem z miejsca wzruszając ramionami.
  Lou jedynie cicho westchnął po czym spojrzał po reszcie. Zayn wraz z Nick’iem zdawali się być obojętni całej sytuacji, Harry przejęty tym, że jego plan nie wypalił zatapiał się we własnych myślach, a Demi promienie się uśmiechała w moją stronę.
- Dziewczyna? – wyjąkała podekscytowana – wreszcie nie będę musiała słuchać tych waszych nudnych opowieści samochodach i wszelkich ochydnych komentarzy o wielkości piersi Rihanny! Ja się zajmę rozmową z nią… Wy, faceci nic nie umiecie – prychnęła głośno wypuszczając powietrze z ust.
  Zawsze. Zawsze musi być jak w marnej amerykańskiej komedii, prawda? Zawsze biedy Niall James Horan musi być poszkodowanym, który chcąc dobrze wszystko pogarsza? Najwyraźniej.
  Na samo wspomnienie sytuacji sprzed kilkunastu minut jęknąłem z niezadowolenia. Czyżbym bał się zaufać? Nie, to niemożliwe. Przecież nie można się bać utraty czegokolwiek kiedy niczego się nie ma, prawda? Nie można.
- Pozwól się porwać, dobrze? – mruknąłem z nutą zniesmaczenia, której nawet nie pofatygowałem się zamaskować.
- Ok, ale obiecajcie, że wyjdę z tego cało – Clarie wyszła zza dębowego blatu uderzając w dzwoneczek, który natychmiastowo przywołał jednego z pracowników ”White Rose”. – Zamień mnie.
Gdybym tylko mógł ci to obiecać…

*
  Tym razem zebranie spiskowców odbywało się w moim pokoju hotelowym, w którym obecnie panował półmrok, co jak zawsze twierdził Liam dodawało mrocznej atmosfery. Za każdym razem kiedy wchodził do jakiegokolwiek pomieszczenia, w którym było wygaszone światło mówił, że to wszystko jest  sprawką Jokera i musimy się ratować, zanim zawładnie nad światem.
  Zielone ściany tworzyły nieprzyjemne cienie padające na ciemną podłogę, co w sumie oddawało klimat całej sytuacji. Na starannie zaścielonej bawełnianej pościeli leżał plan budynku, a dookoła stała cała nasza ósemka.
- Skąd wy macie tak dokładny plan naszego hotelu? Hm? Czyli jednak zabiją mnie kosmici! – Clarie klasnęła w ręce jakby lekko przerażona faktem, że włamaliśmy się do komputerów w hotelu i wykradliśmy ten plan.
- Hasło ”123” jest zbyt łatwe nawet jak na takie gwiazdeczki jak my – prychnął znudzony Liam dokładniej wpatrując się w mapę.
- Och, może przejdziemy do konkretów? Dobrze? – zapytałem po czym sam dałem zarówno sobie jak i reszcie właściwą odpowiedź.
- Historia jest ogółem długa, więc jedyne co powinnaś wiedzieć to to, że ludzie z firmy menagerskiej są doprawdy dziwni, a Murs to szuja, która knuje przeciwko nam, więc musimy go załatwić.
- Dobrze, ale jak mogę wam pomóc ja? – Clarie tylko przechyliła lekko głowę żądając odpowiedzi.
- A tak, moja droga, że ty masz tu dojście do wszystkiego co nam bardzo ułatwi sprawę – tym razem odezwał się Lou, którego najwyraźniej teraz cała sytuacja bawiła. Doprawdy, czego ja wymagam?
  Dziewczyna poprawiła kolejny raz swoje kasztanowe włosy przyglądając się każdemu z nas, aby sprawdzić czy nie kłamiemy. Lekko rozchyliła usta jakby z zakłopotania w swoich myślach po czym tylko skinęła głową na znak, że nam pomoże.
    Jestem tchórzem. Jestem łajdakiem, który powinien być bohaterem kiczowatej telenoweli. Tak, powinienem grać gościa, który nie rozumie ani całego świata, ani swoich myśli i samego siebie. Dlaczego? Ponieważ w mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka alarmująca o przymusie zatrzymana się.
- Jeśli nie chcesz… - zacząłem gwałtownie próbując zniechęcić ją do całej sprawy
- Ale ja chcę! Naprawdę, chętnie wam pomogę – Clar oparła rękę na moim ramieniu lekko go poklepując co sprawiło ogólną euforię w pomieszczeniu. Jedynie ja stałem jak słup zdając sobie sprawę z tego, że wkręciłem niewinną dziewczynę w problemy mojego życia. Będziesz się smażył w piekle, Horan .
*
  Harry wszedł do pokoju głośno trzaskając drzwiami. Potrzebował ucieczki od całej otaczającej go sytuacji tak bardzo, że żadne słowa w tym momencie nie potrafiłyby go powstrzymać. Może to wydać się absurdalne, ale jedynym sposobem chłopaka na pokonanie cierpienia psychicznego było zadanie sobie bólu fizycznego. Było tak zawsze kiedy Stylesa spotykało jakieś nieszczęście, chociażby jedno złe słowo na jego temat kończyło się kolejną raną.
  Tym razem to nie był jeden wyraz, który mógłby jakkolwiek go dotknąć w środku, a cały potok zdań i wspomnień. Cierpiał z powodu bólu przyjaciół i całego otoczenia. To był ten moment, kiedy chciał za wszelką cenę coś zmienić, jednak nie potrafił, można rzec: ”upadły wojownik” .
  Złapał w dłoń najzwyklejszą żyletkę do golenia. Nie miał nic poza tym gdyż wszystkie jego przyjaciółki zostały mu odebrane dobry miesiąc temu. Nastąpiła chwila zastanowienia po czym przedmiot uderzył o zimną posadzkę rozwalając się na drobne kawałeczki. Jego bystre, zielone oczy w szybkim tempie odnalazły ostry kawałek metalu, którym już po kilku sekundach obracał w palcach. Nie bał się tego przyjemnego bólu, co więcej, lubił to. Uwielbiał ten stan kiedy ziemne ostrze najpierw sprawiało ból, a potem satysfakcję.
  Przejechał żyletką po nadgarstku wtapiając się w skórę coraz to głębiej. Powtórzył to. Raz. Drugi. Zapiekło, ale nie przejął się tym zbytnio, w bólu potrafił odnaleźć przyjemność. To było jak heroina, najpierw czujesz jej gorzki smak jednak potem przychodzi ukojenie.
  Styles jednak chciał czegoś więcej, a kałuża krwi nie starczała. Potrzebował mocnych tabletek, które już po chwili trzymał w swoich dłoniach…
 
*
- Wydawałeś się być takim szczęśliwym Niallem, a tymczasem czego się dowiaduję… - dziewczyna wyszła z pomieszczenia dla personelu trzymając w ręku odpowiedni klucz.
- Cóż, pod uśmiechem kryje się wiele – westchnąłem zamykając za nią sosnowe drzwi.
- Coś o tym wiesz? Fałszywe uśmiechy w pracy, które maskują krzywe spojrzenia?
- W moim świecie nikt nawet nie wysila się na fałszywe uśmiechy. Wiesz, to zbędne, bo i tak każdy zdaję sobie sprawę, że druga osoba jest w stanie utopić cię w łyżce wody. Zabić cię z uśmiechem pełnym triumfu na twarzy, pociąć cię na kawałki, sprzedać i podzielić się zyskiem z następnymi ofiarami.  W sumie tak jest wszędzie. Osoba, która cię kocha może jedynie bardziej cię znienawidzić, a każde dawne wspomnienie rani tysiąckroć bardziej niż teraźniejszość – wyszeptałem ostatnie słowa po czym wsłuchałem się w ciszę.
  Nie usłyszałem odpowiedzi od Clarie. W sumie, dziwisz się jej? Prawda rani, rzeczywistość także. Sam sobie nie odpowiedziałbym na to,  dlaczego miałbym to zrobić? Pocieszenia są zbędne tak jak potwierdzenie zrozumienia.
  Z jednej strony w ciszy zauważasz wiele rzeczy. Gdybyśmy przemierzyli korytarz w ciągłej paplaninie nie zwróciłbym uwagi na to, że każda roślina była idealnie zielona, ściany pobielone na brudny odcień pomarańczowego, przy suficie za to były złote, a co druga lampa świeciła jaśniej.
- To tu? – wskazałem palcem na jasne drzwi prowadzące do pokoju numer sto dziewięćdziesiąt pięć.
- Tak – dziewczyna przytaknęła rozglądając się dookoła. – Wchodzimy.

  Przekręciłem złoty kluczyk w zamku co spowodowało zgrzytnięcie metalowych części. Clarie powolnym ruchem otworzyła drzwi tym samym wchodząc do środka gdzie panowała nieskazitelna czystość. Idealnie zaścielone łóżko, zasunięte zasłony i dywan bez ani okruszka na sobie aż raziły w oczy przystosowanego do bałaganu mnie.
- Szafki – wskazała.
Ostrożnie otworzyłem dębowe drzwiczki tylko po to aby zobaczyć pustkę. Pokiwałem przecząco w stronę dziewczyny, która ze zrezygnowaniem wyczołgiwała się spod łóżka.
- To na pewno pokój Mursa? Nie zmienił go czy coś w tym stylu?  – zapytałem z nutką niepewności. Pokój wyglądał jakby nikt oprócz sprzątaczek w nim nie przebywał od dłuższego czasu.
- Olly Murs, tak? Na sto procent! Przecież jego bagaże czy cokolwiek musi tu być! – rozejrzała się po pomieszczeniu.
  Zajrzałem za złote zasłony, przeszukałem miejsce pod brzoskwiniowym dywanem oraz przestawiłem kasztanowe łóżko, a jedyne co znalazłem to woreczki po amfetaminie. Pustka. Następna w kolejce była łazienka, która oprócz fioletowej szczoteczki Olly’ego nie miała ”w sobie” nic.
- Dajmy sobie spokój, nie znajdziemy tu niczego – wymruczałem opadając na fotel. – Dziękuję, że chciałaś pomóc – uśmiechnąłem się w stronę Clarie co z chęcią odwzajemniła.
- Tak łatwo się poddajesz? Przestań, zaraz znajdziemy nie jeden, a dwa pamiętniczki! – dziewczyna zaśmiała się.
  Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, co w sumie było dość fajne. Dobrze jest po tylu nieprzespanych nocach, hektolitrach wylanych łez i miesiącach depresji móc uśmiechnąć się do kogoś, kto jest zupełnym przeciwieństwem ciebie.
- Słyszysz to? – dziewczyna momentalnie zbladła co postawiło mnie na równe nogi. – Te kroki.
  W tym momencie wszystko jakby stanęło, a przed moimi oczami widniał jedynie obraz otwieranych drzwi…
 




Edit: Cóż, dłuuuuugo mnie tu nie było. Nie bijcie!  Dziwnie się trochę czuję, ale wydawało mi się (nadal tak jest, ugh), że nikt tego bloga nie czyta. Co więcej, doszły problemy i nauka, a jako że postanowiłam w tym roku dać z siebie wszystko w tej kwestii czasu starczyło mi tylko na ukochanego twittera, pisanie zatem opornie mi szło. Jednak postanowiłam wrócić do formy! Stęskniłam się za tym! Wiem, że ten rozdział nie jest idealny (ugh, znowu zawaliłaś, Karola), ale będę się starała i mam nadzieję, że dzielnie mnie wesprzecie! 

Edit2: Pojawiła się zakładka "Propozycje" (tu bardzo dziękuję za pierwszą od niallatemycat) więc zachęcam was do skorzystania z niej :) 

Edit3: Pojawił się również zwiastun bloga: {KLIK} :) 
Do napisania, wasza Karola