Szybkim krokiem podążałem w stronę bramy parku
co rusz pocierając nagie łokcie, które nieustannie muskał zimny, kwietniowy
wiatr. Pogoda na wyspach nie jest ideałem, a szczególnie nie dla mnie i mojej
tendencji do przeróżnego rodzaju przeziębień. Doprawdy, nie ma nic bardziej
irytującego od huśtawek nastroju matki natury i pogody zmieniającej się z godziny na godzinę.
Rozmowa
z brunetką lekko podniosła mnie na duchu... ha, kto by pomyślał, że zupełnie
obca osoba nawet nie znając twojej historii tak może doradzić. Cóż, czasami
wydaje mi się, że oprócz demonów na ziemię zsyłane są również anioły, które w momentach
zagubienia pomagają. Jednak ludzie
postrzegani za tych dobry często okazują się zjawami z koszmarów.
Jak więc odróżnić człowieka pomyślnego od
złego? Niewątpliwie nie można kierować się pierwszym wrażeniem, a trzeba ich
”dogłębnie” poznać bez zbytniego przywiązywania się. W takich sprawach nie można sobie pozwolić na
przyjaźń czy miłość od pierwszego spojrzenia ponieważ to zbyt często okazuje
się zgubne. Nikomu nie ufać i trzymać się
w całości, czyli po prostu być zdanym na siebie.
Minąłem ostatni zakręt prowadzący na naszą
dzielnice przyśpieszając jeszcze bardziej, o ile to było możliwe. Uczucie bycia
obserwowanym to wielka dziura w psychice, nawet nie potrafię się do tego
przyzwyczaić. Pośpiesznie minąłem ogrodzenie posesji niezdarnie się potykając
przy tym. Chciałem już być w ciepłych murach, z dala od problemów.
*
- Horan ?
Gdzieś ty był? – zaraz po zamknięciu drzwi do uszu dobiegł mnie znany głos.
Czyżby znowu coś zepsuli? Może i menagerowie ”wymodelowali” Liam’a jako
wielkiego tatusia, ale w rzeczywistości
przestrzegamy zasadę ”Jeden za wszystkich – wszyscy za jednego” gdyż bez
wzajemnej pomocy wszyscy zginęlibyśmy jak szare myszy. – Bo jest taka sprawa…
Olly się lekko wnerwił – wychudzona
postać Hazzy wychyliła się zza framugi drzwi niczym małe dziecko gdy zbiło wazon.
- Lekko? –
zmarszczyłem brwi zdejmując buty i rzucając je niedbale w kąt, z wyrazu jego
twarzy nie wyglądało to na ”lekko”
- Wiesz…
trochę bardziej jak lekko… ta, trochę... – Styles nerwowo stukał palcami w
ścianę próbując znaleźć odpowiednie słowa – On chciał wrobić w coś Grimmy’ego i
Demi, a my nie zgodziliśmy się na pomoc więc… -Harry nadal nie mógł dojść do
sedna, zresztą nie dziwię mu się… Ten
palant chciał wrobić nie tylko naszego
przyjaciela, ale i Lovato mieszając w to dodatkowo nas! Szczyt chamstwa, ale to
przecież Murs…
- Więc mało
zadowolony Olly postanowił wkopać również i nas bez niczyjej pomocy – do
rozmowy wtrącił się Liam siadając na beżowej kanapie obok pozostałej trójki,
Hazz nadal oparty o ścianę zawzięcie myślał.
Chce nas wkopać? Czy on sobie żartuje? Cóż,
Murs już wiele razy zaskakiwał nas swoimi chorymi pomysłami, ale takiego planu
jeszcze nie było. Ma zamiar nas po prostu skłócić, wywalić z firmy, a może zabić? Do
tego jeszcze wchodzi w to Grimshaw i Demi. Siedem osób na samego, biednego
Olly’ego. Jakie mamy więc szanse? Odpowiedź jest prosta: żadne. Przez listę moich znajomości przeciągnęło się
już wiele osób, ale jak dotychczas najbardziej zachłanną i pełną nienawiści był
nasz jakże miły kolega z pracy. Nie patrzy ani
na wiek, ani płeć, ani co ta osoba dla niego uczyniła… on ma po prostu
znajomości, więc czuje się niezwykle ”wyższy”.
Weszliśmy do
pokoju pracy, gdzie najczęściej trenowaliśmy przed nagrywaniem piosenki lub
koncertami. Pomieszczenie oświetlały dziesiątki małych żarówek w ścianach i na
suficie, nie dawały one dużo światła, więc panował tu lekki półmrok. Jednak zarówno ściany pomalowane na perłowy kolor jak i jasna podłoga dodawały miłego
klimatu temu miejscu, choć nawiasem mówiąc ciemny, wyrazisty stół, wcale go nie odbierał.
- Co dokładnie
powiedział? – skupiłem swój wzrok na moich towarzyszach.
- Chce nas po
prostu wywalić, nie zdradzał tajników planu… – Zayn teatralnie przewrócił
oczami. Naprawdę Zee? Nawet w takim
momencie?
- W takim
razie my też zadziałamy… Mamy Grimmy’ego, Demi i nas samych… możemy przecież
pobić Murs’a jego własną bronią czyli wrobić go… Cóż, nie zważając na to, że
jego nie da się przechytrzyć… – z tego
co wywnioskowałem Harry miał plan, czyżby cicha woda zerwała brzegi? – wredna
poczwara…
- Wrobić
Mursa? Czy wy się słyszycie? Ten plan to kupa szlamu! Może i coś moglibyśmy
zacząć, ale to skończy się tragicznie… Choć… do stracenia już i tak niczego
ważnego nie mamy… Wiesz Styles… cokolwiek Ci po tym kudłatym łbie łazi ja
zaryzykuję. Masz moje zaufanie – zmieszany Lou wstał po czym poklepał
przyjacielsko Hazzę po plecach dając mu otuchy.
- Może to nie jest genialny plan, ale cóż… – Hazz rozłożył
wielką mapę na stole patrząc na każdego z nas, świetnie, niczym w filmie…
- W poniedziałek jedziemy na jeden z
festiwali, gdzie będziemy mieszkać wszyscy w jednym hotelu. To będzie nasza
najlepsza szansa, więc jej nie zmarnujemy, okey? Damy radę! Patrzcie. –Styles
wodził palcem po papierze pokazując szczegóły planu.
Mieliśmy podłożyć mu kartkę i nakierować ją
na szefa. Można powiedzieć ”głupie”, ale to nie byle jaki plan. Na kartce miał
być zwarty spis wszystkich wkrętów i oszustw Murs’a, których zresztą było
całkiem sporo. Sprytne, ale trudne. Tak czy owak wymaga to od nas maximum
poświęcenia i dużo wyrwanych włosów na głowie ze stresu.
- Plan dobry.
Ba! Bardzo dobry, ale… skąd weźmiemy tą cholerną kartkę? Przecież musi być
identyczny charakter pisma, podpis…
- Od samego
Olly’ego… pisze taki spis, widziałem. Jego turkusowy notes to lista ofiar i planów –
Hazza szybko odpowiedział na pytanie Liam’a machając rękami w różne strony. Ach, czyli jednak moje podejrzenia o pamiętniku nie były prawdziwe... Świetnie, wiszę teraz Sykes'owi cztery dychy i moją dumę!
Cóż, może jednak Harry nie jest taki tępy na
jakiego wygląda i potrafi kombinować? Jedno jest pewne, dużo się dowiem
podczas tego wyjazdu o moich jak dotychczas dobrze znanych przyjaciołach. Teraz nie tylko Murs knuje na tysiąc sposobów, ale i my.
Reszta tygodnia czyli czwartek, piątek,
sobota oraz niedziela minęła na na poprawkach planu i pakowaniu. Powiadomiliśmy
o tym Nicka oraz Demi, ku mojemu, wielkiemu zdziwieniu zgodzili się i podjęli pracę nad tym. Przesiedzieliśmy
dwie, równe noce w pokoju pracy aby udoskonalić każdy szczegół i wszystko
jeszcze raz rozplanować. Nie powiem – wymęczyło i to doszczętnie – jednak ten plan musi się udać, musimy wywalić Murs’a i jego
czarne zamiary.
Cała ta idea polegała na kupieniu identycznej
walizki jaką posiada Olly, ”przypadkowym” pomyleniu bagaży, zabraniu notesu, a
potem jak gdyby nigdy nic oddaniu torby pod wszystkim dobrze znanym pretekstem ”Oops,
przepraszam… niechcący”. Następnie musimy zapakować ”Archiwum X” do koperty i anonimowo
podrzucić ją szefowi. Ot cały pomysł, musimy mieć tylko nadzieję, by szef nie zlekceważył
tego i to wszystko nie okazało się syzyfową pracą. To będzie ciężki wyjazd.
*
Jak dotychczas bardzo bohatersko do tego podchodziłem. Rządziło mną panowanie, przecież wszystko było dokładnie zaplanowane więc czym niby miałbym się bać, prawda? Cóż, mój idiotyczny mózg ubzdurał sobie, że jednak, że lecę na księżyc zabijać gang narkotykowy. W poniedziałek rano obudziłem się z nieprzyjemnym bólem dołu brzucha znanym również jako stres. Trzęsące się dłonie, blada i niepewna twarz, roztrzepane włosy oraz niezwykła chęć zwrócenia wczorajszej kolacji – krótki opis mnie. Nigdy tak nie miałem, przysięgam na Boga!
Teraz w oczach staje mi styczeń 2010. Szum, podekscytowanie i miliony ludzi, a w środku nich mały, bladym trzęsący się chłopak, który próbuję być myślami jak najdalej ponieważ strasznie się boi, ale nie tak jak dzisiaj.. Co prawda siedziała obok mnie Ma trzymająca mnie za rękę. Szesnastoletni dwudziestoletni chłopak, który potrzebuje obecności mamy, ach. Tak, czekam na śmiechy, ale ta pięćdziesięcioletnia Irlandka jest całym moim światem, szkoda tylko, że ona już nigdy nie powie tego o mnie. Zapewne teraz siedzi sobie obok Dave'a uśmiechnięta z wnukiem na rękach co rusz wspominając jaki to on jest podobny do Greg'a. Ona go kochała i kocha nadal całym sercem, bo przecież to jej ukochany starszy synek. Nie mam jej tego za złe, ma prawo mieć mnie w dupie po tym jak ja ją miałem przez te chore dwa lata.
Żałuję, żałuję cholernie tego wszystkiego, lecz co się stało już się nie odstanie. Teraz już nie ma przeszłości, jest tylko teraźniejszość i przyszłość, o którą muszę dbać. Dlatego teraz zjada mnie stres, ale cóż, muszę walczyć o swoje.
***
Edit: Jest, jest, jest! Tak długo oczekiwany, jest! Cóż, tyle co tu mogę powiedzieć to to, że najprawdopodobniej moja rodzina wraz z moimi znajomymi ma podpisaną umowę przeciwko temu blogowi i robią wszystko żebym dodawała rozdziały z opóźnieniem.
Edit2: Dla sprostowania: W rzeczywistości UWIELBIAM Olly'ego Murs'a i jego muzykę, serio. Tak naprawdę to sama nie wiem dlaczego robię tu z niego takiego chama :<